Powstanie parafii

Wioska Lecka usytuowana jest wzdłuż drogi od wsi Białka, aż do wsi Straszydle. W latach przedwojennych mieszkało około 500 rodzin, ludność była biedna, utrzymująca się z drobnych gospodarstw rolnych, robót leśnych przy wyrębie czy wywózce z lasu. Ze względu na takie niesprzyjające warunki bardzo wiele osób opuszczało rodzinna wioskę udając się do Ameryki, Kanady, Francji czy Niemiec, szukając lepszych warunków dla życia.

Kościół parafialny był w Błażowej, zbudowany w 1906 roku. Budowę prowadził wybitny ks. Proboszcz Leon Kwiatkowski. Lecz ks. Biskup w czasie poświęcenia kościoła w 1908 roku zauważył, że wioski Kąkolówka i Lecka nie mają warunków, aby mogli korzystać w pełni z dobrodziejstw parafii i kościoła. Dał wówczas polecenie, aby w najkrótszym czasie zbudować dwa kościoły, to jest w Lecce i Kąkolówce. W sercach mieszkańców zostało ożywione odwieczne pragnienie budowy własnego kościoła w wiosce. Wielce wybitnym inicjatorem był Fornal Wojciech, zaczął czynić starania o budowę. Wielka wojna światowa zniszczyła najlepsze plany a pozostawiła straszliwe spustoszenie i wynarodowienie.

W 1935 roku w wiosce zorganizowaliśmy Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Wiejskiej, aby zaradzić temu zdziczałemu społeczeństwu, lecz tylko garstka młodzieży wstąpiła do stowarzyszenia. Reguła stowarzyszenia wymagała życia religijnego, więc dla wielu była niewygodna, ale część młodzieży chlubnie się wyróżniała w historii organizacji i swego postępowania, a mnie spotkał ten wielki zaszczyt przewodniczyć w ostatnich latach przed drugą wojną 1939 roku. Za urządzane imprezy jak jasełka i inne, zaoszczędziliśmy dość pokaźną, jak na owe czasy kwotę 36 zł. – Ze względu, że wielu kolegów zamierzało wyjechać z wioski na nieograniczony czas zaplanowaliśmy, aby za tę kwotę zakupić jakaś pamiątkę, lecz żadne pomysły nam nie odpowiadały. Oto pewnego dnia przechodząc drogę na skrzyżowaniu leżał krzyż z wizerunkiem Ukrzyżowanego twarzą zanurzoną w błocie. Podniosłem krzyż wizerunek oczyściłem i sam wizerunek zawiesiłem na kasztanie obok rosnącym, gdyż drzewo krzyża pamiątkowego straszliwej zarazy już od starości się rozsypało. W tym czasie nasunęła się zbożna myśl, aby na pamiątkę naszej organizacji młodzieżowej zbudować, choć skromną kapliczkę, aby ten krzyż pamiątkowy zabezpieczyć od całkowitego zniszczenia. Na najbliższym zebraniu tę propozycje przedstawiłem kolegom. Wszyscy z zadowoleniem tę propozycję przyjęli i zadeklarowali czynną pomoc w tej pracy. Więc zakupiliśmy 7 tysięcy cegły w Błażowej i wapno na budowę. Ten materiał ulokowaliśmy na działce Kusia Karola tuz obok drogi. Pamiątkowy krzyż znajdował się na skrzyżowaniu drogi i placu na budowę kaplicy nie było, więc postanowiłem zwrócić się na zebraniu wiejskim, gdy wszyscy gospodarze wioski o odpowiedni plac pod tę budowę. Lecz o dziwo, kiedy przedstawiłem nasze gorące zamiary, rozruch powstał na sali, zaczęli krzyczeć, wyzywać na naszą zaplanowaną budowę. Wyglądało, jako byśmy dla wioski coś najgorszego zrobić chcieli. Zaczęto na nas krzyczeć, przekonywać, że tych krzyżów to już aż za dużo, że młodzież powinna dom ludowy budować, w czym wszyscy chętnie dopomaga, W tym historycznym zebraniu jeden Gruba Józef śmiało zabrał głos i zdecydowanie poparł nasze zamiary i wypowiedział niezapomniane słowa „Sprawy Boże, chociaż mają tak wielu przeciwników, lecz tym się nie zrażajcie znajda się ofiarni ludzie, którzy wam dopomogą, lecz nie odstępujcie od chwilowego zamiaru”. Po tych wypowiedziach częściowo ucichło na sali, więc śmiało oświadczyłem, że bez względu, że się to komuś nie będzie podobać ten nasz plan wykonamy. Następ¬nie zgłosił się Kuś Karol, że on wprawdzie nie ma dużej parceli, lecz pod budowę, jeśli nam to odpowiada to chemie ofiaruje. Chuchla Stanisław zaproponował, aby wybrać komitet budowy, więc najchętniej zwróciłem się o chętnych, więc się znosili; Chuchla Stanisław, Grys Władysław, Sieczka Ludwik, Gwazdacz Wojciech, Kurosz Stanisław, Bęben Jan, Bieszczad Józef Joniec Leon, Kędzior Stefan, Kocur Marcin, Siciak Wojciech, Gruba Jan, Gwazdacz Piotr. Na zebraniu komitetu wybrano Joniec Leon – przewodniczący, Gwazdacz Piotr- zastępca, Chuchla Stanisław — skarbnik.

1. Uchwalono, że na placu Kusia Karola i Jana będzie zbudowana kaplica z cegły zakupionej przez K.L.M. w Lecce 6 m szeroka a 3 m długa.
2. Budowniczy zgłosił się bęben Jan i zaapelował, aby wszystkich murarzy z wioski zwerbować, aby tę budowę wykonać na chwałę Bożą, ofiarnie gdyż w kasie nie ma funduszy.
3. Na zakup koniecznego materiału uchwalono, że komitet jeden raz w miesiącu przejdzie po całej wiosce i zbierze dobrowolne ofiary na tę budowę.
4. Na kierownika tej budowy mnie wybrano ze względu, że najmłodszy i najwięcej czasu mający.

Powyższe plany budowy przedstawiliśmy naszemu ks. proboszczowi Adamowi Pasternakowi prosząc go równocześnie o poświęcenie kamienia węgielnego. Ks. proboszcz nasze plany wysłuchał i polecił rozpocząć budowę nie czekać na poświęcenie, w dogodnym dla niego czasie poświecił budowę już rozpoczętą. Tak się też stało. Wrogowie we wściekłości swojej nadal zaczęli ataki, aby nas odstraszyć, zaczęli nam grozić publicznie, że nas wszystkich mogiła pokryje, jeżeli nie odstąpimy od naszego zamiaru. Było ich w sumie około 10 rodzin wrogo nastawionych, lecz jeszcze groźniejszy był Fornal Władysław, który oświadczył, że jeśli nie zmienimy planu to, co my w dzień zbudujemy, on w nocy zniszczy ze swoimi kolegami. Lecz Pan Bóg zniweczył jego zamiary w kilka dni po tym zginął haniebną śmiercią nagłe na zabawie w biały dzień w niedzielę, zamordowany nożami przez swoich kolegów, z którymi miał nas wykończyć jak się odgrażał. Tym nadzwyczajnym wydarzeniem reszta przeciwników ucichła w swej zapalczywości, lecz nadal nas zwalczali tylko już delikatniej. W niedługim czasie ks. proboszcz poświęcił rozpoczętą budowę. Na wezwanie komitetu ludzie nieodpłatnie i bardzo chętnie pracowali przy budowie: Szczygieł Dominik – murarz, Groszek Tadeusz, Kędzior Leon, Kocur Franciszek – murarze. Najwięcej kłopotu to sprawa kierowania, że do budowy żadnych narzędzi i codziennie trzeba było szukać pomocników ofiarnych do pracy tak, że wioskę pieszo musiałem kilkakrotnie przemierzyć, ale najważniejsze, że praca postępowała szczęśliwie według zamierzonego planu. Ołtarz wykonali: Grys Władysław – stolarz i Ustrzycki Wojciech nie szczędzili pracy i trudu, gdyż to była pierwsza praca w tym kierunku a sprawa rzeźby wymagała wiele mozołu i poświęcenia, lecz całe dzieło ładnie wykonano. W czasie pobytu na Kongresie Eucharystycznym w Przemyślu w roku 1935. Nasz Ordynariusz Biskup Franciszek Barda zachęcał gorąco do nabożeństwa Najświętszego Serca Jezusowego i w nas obecnych w liczbie kilku osób zrodziło się postanowienie, że jeśli tylko będziemy kiedyś budować kościół to jako Patrona Najświętsze Serce Jezusa obieramy. Dziwnym zrządzeniem, bo niespodziewanie otrzymaliśmy ofiarowany do naszej kaplicy obraz Najświętszego Serca Jezusa duży ze Śląska od naszej rodaczki Bęben Katarzyny i umieszczono go w ołtarzu. Dach wykonał Bieszczad Józef i Bożek Józef, drzwi główne i chór wykonał Groszek Tadeusz. Okna wykonał stolarkę Bęben Jan i Groszek Franciszek, oszklenie wykonał pewien Żyd z Błażowej. Krycia dachu dokonał Żyd blacharz, ale już za gotówkę, bo wieżyczka to dużo roboty, szafę do zakrystii wykonał Grys Władysław. Ramy do stacji drogi krzyżowej wykonał Grys Władysław. Jesienią roku 1939 zakończyliśmy budowę, a poświęcenia dokonał ksiądz prałat Ignacy Łachecki z Hyżnego i odprawił pierwszą Najświętszą Ofiarę w rodzinnej wiosce, na które się całe wieki składały, że mimo tyłu trudności i przeszkód osiągnęliśmy zamierzony i upragniony cel. Cała uroczystość miała doniosłe znaczenie u wszystkich, ale szczególnie u członków komitetu budowy, że Najświętszy Bóg raczył pobłogosławić nasze dzieło i uświęcić na swoją chwałę tę skromną budowę takim wielkim zaszczytem. O jak są miłe twe przybytki Panie. O jakże dusza w nich weseli się, że wśród nas biednych tyś wybrał mieszkanie, że oko wiary tu osłania Cię. W cza¬sie okupacji, kiedy do parafialnego kościoła zagrażało niebezpieczeństwo, bo wyłapywano młodych ludzi i wywożono do Rzeszy. Gromadzili się wierni w kaplicy na popołudniowe nabożeństwa jak nieszpory gorzki żale czy nabożeństwo majowe i październikowe wiec stale kaplica zapełniona była nieraz łzawym okiem spoglądano na ołtarz, przy którym jednak brakowało kapłana Oto dobry Bóg w tym tak beznadziejnym czasie okupacji rzucił świetlany promyk świetlany promyk wielkiej nadziei. Rodaczka nasza -miała brata kapłana w Starej Wsi w zakonie Ojców Jezuitów. Hitlerowcy zawładnęli wszystko, z czego się zakon i księża utrzymywali, jedynie dobrzy ludzie przynosili im żywność i w ten sposób utrzymywano. Zwróciła się do komitetu z prośbą, aby mieszkańcy chcieli dać księżom wyżywienie to zakon dałby kapłana i wyposażenie liturgiczne a kapłan odprawiałby Najświętszą Ofiarę. Komitet z wielką radością tę wiadomość przyjął i zaraz udał się do ks. proboszcza w Błażowej, aby ten wyraził zgodę na piśmie. Ks. proboszcz zaskoczony takim obrotem sprawy zaczął utrudniać i zwlekać i kilkakrotnie bywaliśmy w tej sprawie, tłumaczył nam, że czas wojenny to dla wszystkich księży bardzo ciężki, że on ma wystarczającą liczbę księży a szczególnie nie wierzy, że znajdą się tak ofiarni ludzie na stałe, że może miesiąc lub dwa On sam będzie musiał utrzymywać jeszcze jednego kapłana Na te wszystkie wypowiedzi zapewniliśmy kategorycznie, że bierzemy całkowitą odpowiedzialność za utrzymanie kapłana, jedynie żądamy wyrażenia zgody, jako proboszcza. Więc po długim czasie wymusiliśmy formalnie nie mówiąc to zezwolenie i ł lutego 1941r. Przywieźliśmy Ojca Spytkowskiego Mariana, zamieszkał w szkole a komitet zapewniał utrzymanie w osobie gospodarza Chuchla Stanisław.
Nie było problemu z utrzymaniem kapłana jedynie Kaplica okazała się bardzo ciasna. Więc zwróciliśmy się do Najprzewielebniejszego ks. Biskupa o zezwolenie na rozbudowę, którego nam chętnie udzielił. W okupacyjnych warunkach o kosztownej rozbudowie nie można było marzyć, więc wybraliśmy, co było realne, zrobić dobudowę z desek, aby w zimie mieć bodaj dach nad głową, Ludzie ofiarni znaleźli potrzebny materiał i wkrótce zrobioną dobudowę pokryto w ostatni dzień przed zimą, Na wiosnę dokonano przebudowy z desek na ściany murowane. Rozpoczęto budowę plebani murowanej. Sprawa budowy w okupacji wielce utrudniona z braku materiałów budowlanych szczególnie cegły nowej nigdzie nie było, lecz uzyskaliśmy możność nabycia cegły z rozbiórki w Błażowej. Rozbiórkę trzeba było wykonać i jeszcze za nią zapłacić, ale komitet ofiarnie organizował chętnych i cegłę przygotowano. Większy kłopot to sprawa przewozu materiałów budowlanych, zaledwie kilka koni było na wiosce, bo wszystko zabrano na wojnę. Nasi gospodarze krowy zaprzęgali do prac polowych, więc zwróciliśmy się z prośbą i rzeczywiście bardzo dużo materiałów budowlanych krowami zwieziono na plac budowy. Niemcy widząc cały szereg wozów, że nie tylko mężczyźni, ale i niewiasty zwoziły materiały budowlane nie mogli wyjść z podziwu, pytali, co to będzie za budowa, że tak wszyscy chętnie pomagają. Rok budowy był rokiem największego głodu i kataklizmu, w tym czasie była epidemia tyfusu a kościoły zostały pozamykane, ale ludzie bocznymi drzwiami potajemnie brali udział w nabożeństwach czerpiąc pokrzepienie duchowe w tak krytycznym okresie. Murarze chcieli pracować przy budowie, lecz wielu nie miało środków do życia. Więc komitet zwrócił się do ludzi ofiarnych i kolejno przyrządzano obiady dla budowniczych. Materiał na dach i podłogi posiadacze własnego drewna ofiarowali. Lecz pod koniec budowy zostałem wyznaczany na stracenie podstępne, bo otrzymałem wezwanie stawić się u władz niemieckich łącznie z innymi przeznaczonymi na stracenie. Lecz siostra ks. Gryka Józefa będąca pracownicą urzędu miasta Błażowej, dowiedziała się, że ja jestem zastępcą za jakiegoś oprycha z Błażowej. Na tę wiadomość ks. Gryka Józef i sołtys Bieszczad Józef pojechali do władz niemieckich udowadniając, że żadnym przestępcą nie jestem i zostałem uratowany. Natomiast Groszek Konstanty i Moczur Wincenty zostali rozstrzelani w Błażowej obok parku za szkołą. Ksiądz bardzo ofiarny, gorliwy miał wielką tragedie, bo oto w dniu jego imienia przyszedł do mieszkania księdza nauczyciel folksdojcz Paul Milde, złożył niby to księdzu życzenia i obserwował jak wielu z wioski tłumnie spieszyli złożyć swemu kapłanowi serdeczne życzenia a po tych życzeniach tak przemówił do księdza, jakie czary ksiądz stosuje, że tyle łudzi spieszy złożyć życzenia za tak krótki czas jego pobytu. A ksiądz wypowiedział, że uczciwa praca mobilizuje do wdzięczności i to jest udowodnione życiowo. Na to Milde uniósł się gniewem, że ksiądz w nim dopatruje się złej roboty i w obecności wszystkich oświadczył, że jeżeli i kiedykolwiek jemu włos z głowy spadnie to ksiądz swoim życiem zapłaci i po tych słowach trzasnął drzwiami i wyszedł. A ksiądz Grydyk mocno zasmucony pojechał do ks. Prałata i rychło wyjechał wielce zasmucony a przez nas ukochany, nieodżałowany. Ksiądz Prałat dał nam ks. kanonika Wojciech Bogdana tez wielce gorliwy kaznodzieja, ale w pracy przy ukończeniu już nerwowy i trudno było ukończyć według jego wymagań, ale ukończyliśmy.

W roku 1946 nasz Najprzewielebniejszy ks. Biskup Franciszek Barda przyjechał na wizytację naszej placówki filialnej Parafii Błażowa, w Lecce zwróciliśmy się z prośbą o utworzenie samodzielnej Parafii w Lecce. Mile nas przyjął, kazał przygotować plac pod cmentarz i zapewnił, że wkrótce otworzy nam parafię, lecz jakieś budynki gospodarcze trzeba przygotować, że otrzymamy część gruntów macierzystych. Komitet szybko znalazł grunt na cmentarz i w następnym roku 1947 nasz ukochany ks. Biskup Franciszek Barda otworzył samodzielną parafię, wydzielił z proboszczem macierzystego 15 ha gruntu dla probostwa w Lecce, W historii naszej przeżyliśmy wiele nadzwyczajnych wydarzeń, lecz to szczególnie, na które wiele pokoleń z upragnieniem czekało dziesięcioletni pacę uwieńczył największym szczęściem, że osiągnęliśmy cel, że w rodzinnej wiosce po wieczne czasy sprawowana będzie Najświętsza Ofiara i już w rodzime parafialnej dzielić będziemy się smucić ze smutnymi, a weselić z wesołymi. W sercu samej wioski na skrzyżowaniu dróg zbudowane skromne Sanktuarium Najświętszego Serca Jezusa. Powstało ono w najtrudniejszych warunkach najtrudniejszego kryzysu, kiedy z głodu ginęli masowo ludzie, nasi mieszkańcy ostatnim kawałkiem chleba się dzielili a na tę budowę ofiar nie szczędzili. Więc z ołtarza spływało błogosławieństwo i ukojenie w trudnych chwilach dziejowych. Szczególnie uszczęśliwione serce moje, które Odwieczny Bóg wybrać raczył niegodnego abym tak doniosłemu wydarzeniu przewodniczył od pierwszego początku na przestrzeni 10 lat, jako najmłodszy z członków komitetu. Nieskończenie jestem wdzięczny moim rodzicom, którzy pozwolili zostawić obowiązki rodzinne abym miał czas poświęcony tej budowie bez ograniczenia W całej historii naszej budowy to nasz Najprzewielebniejszy ks. Biskup Franciszek Barda Ordynariusz diecezji przemyskiej. On rzucił w serce moje fundamentalne słowa w czasie uroczystości Kongresowych i sam w czasie swego Arcykapłaństwa uwierzył w to wspólne dzieło. Więc z serca mego łącz¬nie z sercami wszystkich członków komitetu wyrażamy najserdeczniejszą pociechą dla naszego największego fundatora i realizatora Niechaj imię naszego Arcypasterza będzie w tej świątyni ze czcią wspominane a w pamięci wiernych nigdy niezapomniane. Następnie ks. Prałat Ignacy Łachecki nasz dziekan kochany wielce zasłużony w naszej sprawie niestrudzony i ofiarny kapłan. Niech, więc najlepszy Bóg wszystkie jego trudy stokrotnie mu wynagrodzi. Wszystkim naszym budowniczym murarzom, cieślom, stolarzom, którzy wkładem pracy ofiarnej wpoili w jedną całość, jako jeden wielki dziejowy pomnik pracy rak i umysłów naszych dom Boży. Wszystkim masom niezliczonym, którzy różne prace trudne i dotąd nieznane wykonywali w pocie czoła pracując fizycznie przy tej budowie niechże ten trud przyjmie mili Boski Zbawiciel nasz na wieczną chwałę swoją.
Na koniec w imieniu komitetu i moim serdeczną podziękę dla wszystkich ofiarodawców żyjących i nieżyjących obecnych w rodzinnej wiosce czy rozproszonych po całej Polsce i za granicami, na której to ofiarności w całości nasza budowa polegała Najdokładniej spełniło się mędrca powiedzenie, że jaka wiara taka ofiara. Niechże dla wszystkich ofiarodawców będzie największą radością w życiu i w śmierci ta pewność, że dzięki tym skromnym ofiarom w rodzinnej wiosce nią swój Przybytek Boży po wieczne czasy, sprawowana będzie Najświętsza Ofiara, I żeśmy następnym pokoleniom zostawili pamiątkę naszej wiary i naszego katolickiego postępowania. Wszystkim przeciwnikom i obojętnym niech ta historia posłuży do zrozumienia Idei Bożej a wszystkim z dumą zwycięstwa Krzyża Św. Otarcie oświadczamy w tobie Panie zaufałem, nie zawstydzę się na wieki. Wszystkim kolegom serdecznie dziękuję za współpracę i trud żeście mi byli wierni i zawsze oddani. Za to imiona wasze głęboko w sercu moim zapisane i wzywam wszystkich żyjących w rodzinnej wiosce do nieustannej wdzięczności dla ludzi tak ofiarnych i gorliwych, którzy ochotnie zadeklarowali swój udział w budowie na pamiętnym ogólno wiejskim zebraniu. Wasza zdecydowana postawa stała się fundamentem całej działalności. Niechże, więc to Najświętsze Serce Boże ześle na was zdroje swego błogosławieństwa w życiu doczesnym a w domu Ojca Niebieskiego niech wam wieczne mieszkanie wyproszą wasze zasługi, trudy i ofiary.

WYKAZ WYRÓŻNIAJĄCYCH SIĘ CZŁONKÓW KOMITETU:

1. Gwazdacz Piotr — kierujący w budowie i organizacji,
2. Chuchla Stanisław — do końca oddany skarbnik i ofiarny działacz,
3. Bęben Jan – główny budowniczy od początku do końca, wierny kolega,
4. Grys Władysław – wykonawca ołtarza i wielu prac stolarskich,
5. Ustrzycki Wojciech – wspólnik Grysa też ofiarny człowiek,
6. Sieczka Ludwik — wyróżniający się w gorliwości,
7. Bieszczad Józef – kowal prawie wszystkie potrzeby on wykonał,
8. Gwazdacz Wojciech- wyróżniający się w gorliwości,
9. Kurosz Stanisław — gorliwy i ofiarny,
10.Kędzior Stefan – tytularni,
11. Joniec Leon — tytułami,
12. Śiciak Wojciech — tytularni,
13. Gruba Jan – tytularni,

To członkowie sterani życiem, lecz młodzi duchem twórczym niejako młodzieńczym zapałem dla sprawy Bożej.
SĄ TO SZCZĘŚLIWCY, KTÓRYM DANO SWOJĄ CEGIEŁKĘ W DOM BOŻY WBUDOWAĆ.

Zakończenie:
Reasumując dzieje kościoła w Lecce stojącego na skrzyżowaniu dróg, który jest symbolem historycznym w życiu katolickim rodaków wsi Lecka. Wszystkie nasze poczynania to jakoby wielki splot wydarzeń zapoczątkowany przez młodzież zorganizowaną w KJ.M. w jednej wielkiej Idei odnowy życia w rodzinnej wiosce. Na to wydarzenie to praca organizacji, która wydała tak wspaniały plon na przestrzeni marnych 10 lat. Jakie wielkie zmiany odkąd na rozdrożu niejako życia każdego stoi Boski Zbawiciel z sercem otwartym i woła Pójdźcie do Mnie wszyscy którzy pracujecie i utrudzeni jesteście a ja was ochłodzę. Zapanował we wiosce ogólny ład zniknęły procesy, nienawiść i zemsta Jak miło spotkać ludzi z uśmiechem na twarzy, pełnych życzliwości i przyjaźni, jest to dowód spełnienia jednej z wielkich Obietnic Zbawiciela, że dom gdzie czcić będą Obraz Serca Mego z błogosławieństwa są dalekosiężne w następnym, pokoleniu jako zorze promieniste wystarczy odwiedzić naszych rodaków na ziemiach zachodnich czy gdziekolwiek w kraju i prawie wszyscy katolicy za moim przykładem przodują w danym środowisku. Odwiedziłem niedawno rodaków w Olszyńcu obok Żar tam są moi koledzy z K.J.M. Rybkowie już starcy, ona kulawa i wielce schorowana, ale w ostatnich utrapieniach cielesnych mówili, że wspomnienia naszych wspólnych przeżyć są niejako balsamem kojącym ich udręczenia Są tam synowie i córki moich członków komitetu i oni zatroszczyli się o kościółek w Olszyńcu mieli trudności podobne jak w Lecce, lecz doprowadzili dzieło do końca, z czego są wszyscy mocno zadowoleni. Jest siedlisko skupiające dwie wioski, lecz prym wiodący to skrońmi prości, lecz ofiarni i gorliwi moi koledzy i koleżanki. Gdy te fragmenty życiowe przedstawiam staje mi mocno przed oczyma nasz apel młodzieżowy, którym rozpoczęliśmy swoje działanie i takowym kończę wezwaniem oto słowa apelu KJ.M.:
MŁODZIEŻY NOWĄ POLSKĘ TWÓRZ
SZCĘŚLIWA BOGU MIŁA
GDY Z NAM BÓG PRZECIW NAM KTÓRZ
ON JEST NAJWYŻSZA SIŁA
TAK NAM DOPOMÓŻ BÓG
Rodacy od 17 lat już z wami nie obecny, bo mieszkam na ziemiach zachodnich, pracuję na gospodarstwie a przy tym pełnię funkcję organisty w Brzegu Głogowskim, parafia 5 wiosek a 4 kościoły, ale nadal jestem z wami mocno zwią¬zany, żyję z waszymi radościami i smutkami a szczególnie sprawami kościoła, bo gdzie skarb twój tam serce twoje. Mam wiele szacunku dla obecnych członków rady parafialnej, że w ostatnich latach zajęli zdecydowane stanowisko dla dobra wioski i kościoła Nade wszystko doceniam bohaterstwo matek, które bezinteresownie angażowały się dla dobra kościoła aż do zwycięstwa słusznej sprawy broniąc naszej wspólnej krwawicy. Najwyższe uznanie i podziękę kieruję dla ks. Biskupa Ordynariusza, że raczył dać dla kościoła w Lecce tak gorliwego kapłana Franciszka Pelca, który w stosunkowo krótkim czasie dokonał wielkiego dzieła. Kapitalnie odremontował plebanię i zadbał o wygląd kościoła Zamiaruje remont dachu i sufitu w kościele. W gorliwości swojej zapalił tą gorliwością swoich parafian, że kosztowne dzwony dla swego kościoła ufundowali. Znając warunki rodzinnej wioski podziwiam tę wielką ofiarność, do której doszli w zrozumieniu sprawy Bożej. W ten roznoś wspaniałych dźwięków ku czci Najświętszego Serca Bożego włączam odgłos serca mego wdzięcznego niech po wszystkie wieki nieustannie rozgłasza sąsiednim wioskom zwycięstwo nasze i Najświętszego Serca Bożego.

Piotr Gwazdacz